Od dwóch lat nosiłam się z zamiarem, żeby wybrać się z dziećmi na roraty. I w końcu, zrobiliśmy to! Chłopcy zabrali własnoręcznie zrobione lampiony, względnie spokojnie przeżyliśmy Mszę świętą i potem zjedliśmy śniadanko, ze słodkim akcentem, w salce parafialnej. To był miły i dobry początek dnia. Liczę na więcej takich momentów ❤️
Rozpoczął się adwent. W oknie naszego mieszkania stanął zrobiony przez nas adwentowy świecznik, który będzie nam rozświetlał czas modlitwy w adwencie. Dzieci już wypytują, kiedy święta i prezenty i chcą koniecznie ozdabiać cały dom. Brak ozdób typowo świątecznych im nie przeszkadza. Używają tego,co jest pod ręką, teraz w ruch poszły koce, porozwieszane na oparciu schodów i na łóżkach chłopaków. Wyobraźni im nie brakuje…
Z kalendarzem adwentowym zaczniemy odliczać od pierwszego grudnia. Chcemy też z Łukaszem wprowadzić wspólne czytanie fragmentu Pisma Świętego, żeby oswajać chłopców z Biblią nie tylko tą dla dzieci. Jest pomysł na pudełko dobrych uczynków w prezencie dla Pana Jezusa. Połączony z konkretną sumą pieniędzy na szczytny cel (ile dobrych uczynków, tyle złotówek). Mam też pomysł na kalendarz adwentowy z zadaniami, muszę jeszcze tylko przemyśleć koncepcję jego wyglądu. Zadań znajdzie się pewnie całe mnóstwo, to tylko albo i aż 24 dni.
– zrobienie kartek z życzeniami,
– pieczenie pierników,
– dekoracje na okna,
– szopka i figurki do szopki,
– porządki domowe,
– przygotowanie potraw wigilijnych,
– zrobienie ozdób na choinkę,
– ubieranie choinki,
– wspólne picie herbatki świątecznej,
– dobre słowo dla kogoś,
…i jeszcze wiele innych drobnych i większych zadań, które umilą czas oczekiwania i przy okazji przygotują nas na czas Świąt Bożego Narodzenia.
Pierwszy w tym sezonie bałwan ⛄⛄⛄Pierwsza śnieżka Łucji Wojna na śnieżki Dzielni wojownicy Natknęliśmy się na biały trop! A ślady te należały do wiewiórki
15 listopada świętowaliśmy z Łukaszem ósmą rocznicę ślubu. Po kilku latach znajomości, po wielu burzliwych momentach, po kilku miesiącach całkowitego milczenia, po różnych przejściach i zawiłościach spotkaliśmy się znowu, żeby już do końca życia iść razem.
Początek naszej znajomości szacujemy na pieszą pielgrzymkę, chociaż ja widziałam swojego przyszłego męża wiele lat wcześniej przy ołtarzu, służącego do Mszy świętej. Ja, wtedy zbuntowana nastolatka, wściekła na ojca alkoholika, myślałam, „że taki spokojny, pewnie ułożony, mógłby zostać moim mężem”. Jak się później okazało Pan Bóg słyszał… Swoją drogą Łukasz też widział mnie ponoć wcześniej, jak byłam u Grzegorza na urodzinowej herbacie, chociaż ja tego zupełnie nie pamiętam.
Później były inne pielgrzymki, spotkania na boisku, na filmach, wspólne spacery, nawet randki. Broniłam się rękami i nogami przed tym związkiem, niepoukładana w środku nie potrafiłam dostrzec jaki skarb mam przy sobie. Chociaż dobrze czułam się w jego towarzystwie. To on uczył mnie angielskiego i matematyki do matury, jednak bliższe relacje były u mnie zablokowane. Na szczęście po namowie kuzyna, już na studiach, zdecydowałam się na terapię dla DDA.
Poszłam też na pielgrzymkę w intencji o dobrego męża i rok później byłam już zaręczona.
Aż głupio się przyznać, że przez długi czas wcześniej uważałam, że to fajny chłopak, ale nie dla mnie… Dzięki Bogu, zrozumiałam, że jak najbardziej dla mnie!
Odkryłam, że wspólny światopogląd, wspólne wartości, sposób postępowania i bycia są najlepszą drogą do tego, by się dogadać we wspólnym życiu. Zawsze dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie, lubiliśmy się wygłupiać, dodawać naszej relacji odrobinę pikanterii ciętymi słowami, rozmawiać godzinami ma tematy poważne. Dodałam do tego otwarte serce na przyjęcie uczucia i zrodziła się między nami Miłość. Owszem, Miłość przez duże M. Namiętna, romantyczna i szalona. Pełna wsparcia, czułości, odpowiedzialności i błogiego spokoju.
Te osiem lat wspólnej drogi to dla nas wspaniały czas. Doczekaliśmy się czwórki pięknych i zdrowych dzieci, mamy mieszkanie i wielki nowy samochód (do małego byśmy się nie zmieścili). Wszystkie radości i trudności przechodzimy razem i mam nadzieję że tak będzie przez kolejne przynajmniej 88 lat 😁
Najbardziej cenię mojego męża, ojca moich dzieci, za to, że chce być obecny w ich życiu. W taki sposób zmienił swoje życie zawodowe, że nie dość, że spełnia się jako nauczyciel, to jeszcze ma więcej czasu, żeby z spędzać czas z dziećmi i ze mną.
Obecność taty w życiu dzieci jest niedopisanie ważna. Żeby rozwijały się prawidłowo, muszą mieć przy sobie oboje rodziców. Mamy to szczęście, że nasz tata Łukasz jest w domu obecny.
Po raz pierwszy odnajduje się w życiu jako ojciec, ojciec czwórki dzieci, ojciec trzech energicznych synów i od niedawna ojciec córeczki. Zadanie do wykonania ma niezwykle trudne. Nikt nie jest gotowy do bycia rodzicem, choćby przeczytał milion książek, odbył tysiące szkoleń, wysłuchał setek historii innych rodziców. Oczywiście to wszystko może po części ułatwić, ukierunkować sposób wychowywania, ale to dopiero własne doświadczenia, podejmowanie decyzje, codzienność, przynoszą nam prawdziwy obraz naszego rodzicielstwa.
W naszym domu nie brakuje przytulasków, męskich prac wykonywanych wspólnie z tatą, wygłupów i wspólnych spacerów. To co najcenniejszego dzieciaków mogą dostać od taty, to wspólny czas i dobry przykład.
Inny sposób postrzegania świata przez Łukasza, jego męskość, jego szalone pomysły, odpowiedzialne decyzje, konsekwencja i ciągła chęć pracy nad sobą pokazuje mi, że to najlepszy tata dla naszych dzieci.
I niech nikt nie myśli, że jest tylko pięknie i kolorowo. Bywa trudno, ciężko i bezsilnie. Jednak miłość i pomoc Boża pomoże pokonać wszystkie trudy!
Dzisiaj zrobiliśmy z Błażejem pastę rogalową z przepisu Marty Dymek. Jej „Jadlłonomia” przyniosła nam do domu kilka smaczków, które umilają nam czas i pozwalają dzieciom zaangażować się w pomoc w kuchni. Błażej uwielbia pastę rogalową i o dziwo nauczył się jeść paprykarz również z przepisu z tej książki. Zdjęcia nie powstały przy pracy nad pastą, ale efekt końcowy został uchwycony w ostatnim momencie 😁