Pierwszy śnieg!

Kalendarzowa zima jeszcze się nie zaczęła,ale pierwszy śnieg już spadł. Chłopcy nie kazali na siebie długo czekać i już przed śniadaniem na przedpokoju stały wszystkie zimowe buty, żebyśmy jak najszybciej poszli na śnieg. Dzięki ed nie ma obawy, że śnieg sie stopi jak dzieciaki będą w szkole albo będzie już ciemno, jak rodzice wrócą z pracy. Korzystamy ile się da.

Pierwsze śnieżki, pierwsze aniołki, pierwsze zjadanie śniegu i pierwsze „doświadczenia chemiczne” zanoszone do domu. Radosna jest ta zima jesienią 😍

I nawet ubieranie siebie i bandy dzieciaków nie jest już takie trudne. Starszaki ubierają się już sami i kto ubrany pędzi na ogródek. Młodszaków ogarniam w miarę szybko i jesteśmy gotowi do wyjścia.

❤️

Dzisiaj dziewiąta rocznica naszego ślubu. Za nami kolejny wspólny rok. Wspaniały rok. Odkąd najmłodsza latorośl jest na tyle duża, żeby mogła zostawać na nockę u babci, otworzyło się przed nami mnóstwo możliwości i sposobów, żeby móc więcej czasu spędzać tylko we dwoje. Niezwykle potrzebny to czas, kiedy możemy się skupić tylko na sobie. Pomaga to pielęgnować naszą miłość i przywiązanie. Po tych dziewięciu latach czujemy się że sobą bardzo związani i dobrze nam w swoim towarzystwie. Nie brakuje codziennych czułości i przede wszystkim rozmowy. Oboje staramy się o siebie każdego dnia i zacierany ręce na kolejny wspólny wyjazd, randkę i najzwyczajniejsze wspólne zakupy.

Życzę sobie i mojemu mężowi, żeby nie zabrakło nam sił i chęci do pielęgnowania i starania się o naszą miłość. Żebyśmy mogli spędzić razem jeszcze niejedną rocznicę ślubu! 😍

Odwiedziny naszych zmarłych

W czasie uroczystości Wszystkich Świętych nie ma miejsca i możliwości, żeby robić dzieciom zdjęcie i fotografować cmentarz. Jednak wieczorem, kiedy to miejsce wygląda niezwykle uroczo nie mogę się powstrzymać i zawsze jakąś fotkę zrobię. W tym roku udało nam się być na uroczystości Wszystkich Świętych w komplecie na cmentarzu u dziadka Zbyszka. Nikt się nie rozchorował, nikt nie musiał zostać w domu. Wspólnie się pomodliliśmy i spędziliśmy rodzinny dzień najpierw u nas w domu, a później jeszcze na Kruszynie. Odwiedziliśmy też zmarłych na cmentarzu w Sulechowie i Cigacicach. Tydzień wcześniej mieliśmy okazję odwiedzić pradziadków Łukasza, a w kolejnych dniach jeszcze moich dziadków w Namyślinie. Chłopcy byli już trochę zmęczeni odwiedzinami na kolejnych cmentarzach,ale nabrali wprawy w noszeniu zniczy, kwiatów i zapalaniu zapałek.

Teraz wszędzie da się dojechać autem,ale jak przypomnę sobie moje dziecinne wielkie podróże z okazji dnia Wszystkich Świętych,to muszę przyznać, że wtedy z podróżą było lepiej… autobus, pociąg, kolejny autobus w otoczeniu wielkich chryzantem, torby podróżnej i spotkania z rodziną, którą wtedy widywało się nieczęsto. Fascynacja tym czasem była dla mniej ogromna. Teraz kiedy jestem dorosła jest w tym więcej zadumy, przemyśleń, refleksji no i podróż, łatwiejsza i szybsza, ale też a przygodą, bo z naszą bandą dzieciaków nigdy nie ma nudy ☺️

Wszyscy święci balują w niebie…

W tym roku jak poprzednio udało nam się przygotować na bal Wszystkich Świętych. Chłopcy obejrzeli książkę z życiorysami świętych i wybrali kim chcieliby być. Szczepanowi wpadł w oko zielony strój Świętego Patryka. Skojarzył, że mam w szafie zielony materiał i już szyła się pelerynka. Zaprojektowaliśmy nakrycie głowy i doszyłam koniczynę na piersi, żeby wiedział gdzie jest przód stroju.

Jankowi zamarzył się jakiś Święty z mieczem, więc wybór między Świętym Jerzym a Marcinem był trudny. W końcu padło na Marcina. Uszyłam szarą zbroję, płaszcz poszarpany z jednej strony i zrobiliśmy miecz z kartonu. Efekt końcowy bardzo mnie ucieszył ☺️

Błażej postawił na swojego patrona, więc odświeżyliśmy strój z poprzedniego roku. Błażej zrobił nowe świece i przykleił brokatowe płomyczki.

Łucja miała katar, ale tak często mówiła, że też idzie na bal, że szybko zrobiłam jej koronę z żółtego papieru. Babcia wycięła ozdobne kryształki z brokatowych pianek. Do tego piękna sukienka i Święta Królowa Jadwiga była gotowa, by iść na bal.

Jeszcze przed Mszą świętą ksiądz wypytał chłopów za kogo są przebrani, niektórych nawet sam nazwał, więc przebrania i rekwizyty były trafione☺️

Każdy mógł przejrzeć się w lustrze i zobaczyć w sobie zadatki na świętego. Wszystkie przebrane dzieci dostały figurkę Świętej Jadwigi. Jedna stanęła u chłopców w pokoju, druga poszła do babci Ewy, a trzecia do babci Broni. Jedna miała ukruszoną głowę, więc nie nadała się już do niczego.

Pomodliliśmy się i później w procesji obeszliśmy kościół. A po Mszy św….bal !

Mnóstwo ciasteczek, pyszny sernik, chipsy, popcorn, cukiereczki i inne łakocie. Do tego muzyka, śpiew i tańce. Starszaki trochę już zmęczeni basenem i późną godziną chcieli szybciej wrócić do domu, ale wyspana Łucja i rozbrykany Jaś jeszcze by popląsali po parkiecie.

Jasiek załatwił nam u księdza dobroci na wynos, więc chłopcy zadowoleni wrócili do domu. Ciekawe z jakimi świętymi spotkamy się w przyszłym roku ☺️

Pomoc domowa

Zachwyca mnie gotowość dzieci do pomocy w kuchennych pracach. Miło jest patrzeć, że coraz lepiej radzą sobie z ostrymi nożami przy krojeniu warzyw, że marchewka nie znika przy obieraniu, tylko traci skórkę, że zsuwanie pokrojonych pieczarek z deski do garnka może być też świetną zabawą. Dzieci na pokładzie aż czworo, więc muszę dobrze rozdzielać zadania, żeby żadne z nich nie było pokrzywdzone, że pomogło za mało.

Miałam okazję współpracować w duecie z moją najmłodszą pomocniczą, która z zapałem kroiła ciasto na kopytka i z energią mieszała gotowe kluseczki w garnku. Miło jest spędzić wspólnie czas przy gotowaniu i szykowaniu obiadu. Umiejętności zostaną dzieciom na całe życie i już zacieram ręce, kiedy to mali kucharze ugotują swoje pierwsze dania zupełnie bez pomocy. ☺️

Jesienne skarby

Kiedy w końcu przestało padać wyruszyliśmy na spacer, żeby pozbierać jesienne skarby. W koszyczku żołędzie z czapeczkami i bez, owoce dzikiej róży, patyczki, liście, klonowe noski, kasztany i owoce jarzębu. A po powrocie do domu wielki proces twórczy. Powstały stroiki, obrazki, ludziki i pojazdy. Jesień jest piękna! 😍

Różaniec

Rozpoczęliśmy już przygodę z przygotowaniem Błażeja do pierwszej Komunii i spowiedzi Świętej. Przyszedł październik, więc i my tak jak w ubiegłych latach wspólnie z dziećmi próbujemy modlić się na różańcu. W tym roku z racji przygotowań i z racji coraz starszych i bardziej ogarniętych dzieci, w naszej kuchni zawisły przygotowane przez nas wszystkich kolejne tajemnice różańca.

Po rozmowie z księdzem mamy jego wsparcie w przygotowaniu, jeśli będzie taka potrzeba, mamy uczestniczyć w spotkaniach i Mszach dla dzieci, w miarę możliwości uczestniczyć w nabożeństwach i sami zadecydujemy czy Błażej pójdzie do Komunii z innymi dziećmi czy na osobnej Mszy świętej.

Na początku miesiąca dzieci pierwszokomunijne miały poświęcenie różańców, Błażej wybrał dla siebie różaniec, wybrał na niego woreczek i dumnie wrócił do domu. Nie zapomniał też o rodzeństwie, każdemu wybrał małą dziesiątkę, żeby też mieli na czym się modlić. Chodzimy na różaniec dla dzieci do kościoła i w domu staramy się, kiedy tylko dzieci mają chęć, modlić się wspólnie. Jasiek już bardzo dokładnie mówi wszystkie słowa modlitwy, starszaki też świetnie sobie radzą. Nawet mała Łucja już próbuje wymawiać pojedyncze słowa i trzyma mocno różaniec w rączce. Zapalamy świecę, gasimy światło i odgłos modlitwy raz mniej,raz bardziej składnie unosi się po domu

Trud wychowania

Jak to w życiu bywa, nie zawsze jest kolorowo i przyjemnie… Czas wzmożonego wysiłku, zabiegania i emocji przynosi też wiele trudności.

Mieliśmy okazję usiąść z naszymi dziećmi do spisania nowych zasad w domu, te stare niby obowiązują, ale jakoś średnio wszyscy ich przestrzegamy.

Kiedy przyszło do przedstawienia swoich pomysłów okazało się,że wszyscy zapisaliśmy (a młodszaki narysowały) krzyczących rodziców i dzieci. Największe „powodzenie” miała krzycząca mama. I faktycznie, przyznałam się, że w ostatnich dniach byłam bardzo rozkrzyczaną i nieprzyjemną mamą. Ustaliliśmy kilka nowych zasad, i wszyscy zacieraliśmy ręce, że teraz to już będzie prościej. A już na pewno ja miałam wielkie nadzieje i obiecywałam sobie nie wiadomo co.

I przez kilka dni było dobrze, hasła bezpieczeństwa i konsekwencje nieprzestrzegania zasad były respektowane, jednak im dalej w las, tym w domu głośniej i mniej przyjemnie. Koniec tygodnia przyniósł wielki ciężar rozczarowania i niemocy. Krzyk wrócił, nerwy większe niż przed spisaniem reguł i coraz trudniej się było w tej złości opanować.

Na szczęście przyszła sobota, dzień spowiedzi i wewnętrznego oczyszczenia. Przeprosiłam się z dziećmi, sobie obiecałam być dla siebie bardziej wyrozumiałą i po raz kolejny dałam sobie szansę jako wystarczająco dobrej mamie.

Wiem, że momentów trudnych i głośnych jeszcze będzie u nas wiele, najważniejsze jest jak je przyjmiemy i co zrobimy dalej.

Nieocenionym wsparciem w takich trudnościach jest bez wątpienia mój mąż. Choć „siedzimy” w tym oboje, bo to przecież nasze wspólne dzieci, to kiedy ja mam trudny czas, on potrafi przytulić, czasami nic nie powiedzieć, niekiedy coś zasugeruje czy wymyśli jakiś nowy sposób działania albo przypomni coś z przeczytanych przez nas książek. Nie ocenia. Nie potępia. Jest. Jak najlepszy przyjaciel, najlepszy mąż i najlepszy tata swoich dzieci.

Kolejnym stabilizatorem jest dla mnie psychoterapia. Uporządkowanie kłębiących się myśli i uczuć, spojrzenie na sytuację z zupełnie innej perspektywy, wydobycie z otchłani moich dziecięcych doświadczeń i niekiedy głośna rozmowa z samą sobą. To wszystko daje mi coraz więcej pewności siebie, coraz to nowe sposoby radzenia sobie w sytuacjach trudnych i lękowych, pozwala docenić siebie i zrozumieć.

Chcę być dobrym rodzicem, chce towarzyszyć dzieciom w ich rozwoju i dorastaniu. Chcę popełnić jak najmniej błędów i wspierać każde z moich dzieci najlepiej jak mogę. Chcę i muszę pamiętać o tym szczególnie wtedy, kiedy trud wychowania doskwiera mi najbardziej.

Wrzesień w podróży

Dzięki Bogu wakacje w ed nie kończą się 31 sierpnia. My we wrześniu jeszcze w tym trybie wakacyjnym mieliśmy zaplanowane rodzinne wyjazdy. Najpierw byliśmy w Częstochowie na pielgrzymce z okazji 50 lecia Domowego Kościoła. Razem z dziadkami mieliśmy okazję być w kaplicy, z obrazem Matki Bożej,zwiedzić Jasną Górę i przespać nockę w Częstochowie.

Chłopcy bardzo zadowoleni ze zwiedzania skarbca, wspięli się na sam szczyt wieży, przeszli na kolanach wokół ołtarza i postrzelali z jasnogórskich armat. Mieliśmy szczęście przyjechać dzień wcześniej i dzięki temu zdążyliśmy pobyć w tych miejscach bez wielkiego tłumu.

Nasza pielgrzymka nałożyła się na pielgrzymkę Legionu Maryji i zjazdu harcerzy, więc Jasna Góra pękała w szwach.

Miało to też dobre strony, bo moc modlitwy we wspólnocie czuć było niesamowicie. Słowa apelu i różańca niosły się i brzmiały głośno w uszach i poruszały nasze serca. To był dobry czas.

Kolejnym wrześniowym wyjazdem był weekend nad morzem. Już po raz kolejny spędziliśmy czas w domku w Dźwirzynie i w tym roku pogoda tak nam dopisała, że mnóstwo czasu spędziliśmy na plaży i w wodzie. Na obiady jedliśmy pyszne rybki, pierożki, pizzę, kebaby i naleśniczki. A wszystko okraszone lodami 😁

Oprócz radości dla ciała mieliśmy też z Łukaszem okazję by pobyć we dwoje w katedrze kołobrzeskiej na Mszy świętej w sobotę rano i wspólnie w niedzielę byliśmy w kościele w Dźwirzynie. Chłopcy zaopatrzyli się w magnesy z wizerunkiem Matki Bożej Uzdrowienia Chorych i bez żadnych objawów wyziębienia po długich kąpielach w morzu wróciliśmy do domu.

We dwoje byliśmy też na randce na plaży z kubkiem gorącej czekolady z Żabki i słodkimi wafelkami na zagryzkę w kieszeni. Miło było posiedzieć w ciszy na prawie pustej plaży.

I na koniec września, kiedy pogoda znowu pokazała swoje piękno, byliśmy w zoo! Od samego rana był rebus, dokąd to jedziemy i z nastawieniem jak najbardziej pozytywnym ruszyliśmy do Wrocławia. Z dumą muszę przyznać, że byliśmy wytrwali, obeszlismy całe zoo, czytaliśmy wszystkie tabliczki z nazwami i cierpliwie wypatrywaliśmy kolejnych okazów. Największą radość wszystkim sprawiło oceanarium no i panda czerwona. Cudownie było widzieć uśmiech Błażeja i jego niedowierzanie, że w końcu widzi swoje ulubione zwierzę.

Nie widzieliśmy tylko kilku okazów, a dwa miejsca były tymczasowo zamknięte, więc ogólny wynik naszych odwiedzin w zoo wyszedł jak najbardziej na plus. Każdy z nas ma swoje ulubione typy. I każdy był czymś delikatnie rozczarowany. Jednym żyrafy były za niskie, innym brakowało samca lwa, ktoś spodziewał się większego rogu nosorożca. Ale jak mówiłam, panda czerwona rozczuliła, ryby, płaszczki i żółwie zachwyciły, wielkość okapi zadziwiła, a modliszka zaskoczyła. To był cudowny czas i na pewno jeszcze nie raz odwiedzimy wrocławskie zoo i inne ogrody.