W ostatnich kilku miesiącach działo się dużo i czasu na uzupełnianie wpisu było zdecydowanie za mało.
Za nami terapia słuchowa Jasia, szczerze mówiąc nie zauważyłam żadnej zamiany w zachowaniu i mowie,więc nie wiem czy chcę to w jakiś sposób skomentować. Ustaliliśmy z mężem, że spróbujemy, będziemy mieć własne żądanie. W naszym przypadku terapia metodą Tomatisa nie przyniosła efektów.
Oprócz tego Jaś rozpoczął spotkania z logopedą, ćwiczymy gloskę h i teraz ś. I w marcu świętowaliśmy jego urodzinki, po miesiącach bez cukru był trochę słodki tort i ciasto. Zmieniło się nasze podejście do cukru i słodkości, zmieniły się nasze nawyki żywieniowe więc jest postęp w dobrą stronę.
Szczepan zakończył terapię w Promyku, teraz czeka nas kolejna przygoda z ortodontą i później z wycięciem wędzidełka. Będzie nosił dwa aparaty, żeby zrobić miejsce na zęby i język. Wtedy będzie zabieg z wycięciem wędzidełka. Pracy skoro, mam nadzieję, że Szczepan wytrwa i będzie się cieszył prostymi zębami i wyraźną mową.
Od 9 maja mamy już wakacje, Błażej zdał egzaminy i świętujemy wolne dni. Byliśmy już w zoo we Wrocławiu z babciami i dziadkiem, po Komunii Świętej Błażeja odwiedziliśmy Matkę Bożą w Licheniu, i odhaczyliśmy na liście park dinozaurów.
Na ten rok został nam jeszcze wypad do Karpacza, żeby zdobyć Samotnię i obóz harcerski chłopców! Pierwszy raz chłopcy jadą na obóz, 10 dni bez rodziców… będzie się działo!😱
W sierpniu jedziemy na rodzinny wyjazd. Rekolekcje w Rokitnie o wychowaniu dzieci, we wrześniu wyjazd nad morze z dziadkami i wakacyjne miesiące miną,ale wiem, że w edukacji domowej wakacje kończymy kiedy nam wygodnie, więc jeszcze nie mówię, że to koniec planów ☺️
W maju mieliśmy zaszczyt być świadkami pięknego spotkania Błażeja z Panem Jezusem. Po czasie przygotowań, biblijnych opowiadań, kształtujących rozmów, przyszedł czas na pierwszą spowiedź i Komunię Świętą. Pięknie to wszystko wyszło, z księdzem proboszczem dogadaliśmy szczegóły uroczystości. Błażej przystępował do Komunii indywidualnie, w sobotę 25 maja.
Kościół ubrany przez siostry zakonne, krzesełko i klęcznik dla Błażeja tuż przy samym ołtarzu, a wokół niego my, jego bliscy i goście. Mogliśmy mu towarzyszyć, wszystko widzieć i otoczyć go modlitwą. Chwila bardzo wzruszająca i piękna, rozpierała mnie duma, że doczekaliśmy tego dnia.
Jedyne nad czym ubolewam, to to, że nie udało mi się do końca wyperswadować elementu prezentów z tej okazji. Mam jednak nadzieję, że Błażej wie, Kto był jego najwspanialszym prezentem i zostanie z nim już do końca życia.
W tamtym roku przegapiłam dzień dinozaura. Było, minęło i nie będę już rozpaczać,bo szybko przyszedł kolejny 😁
W tym roku zapisałam go w kalendarzu i zadzialiśmy. Z masy solnej z kakao zrobiliśmy wulkan, doświadczenie chemiczne z sodą i octem dało efekt buchajacej lawy. Efekt zadowalający, dzieciaki zachwycone, i tak im się spodobało, że powtarzaliśmy erupcję wiele razy, z różnymi barwnikami.
14 lutego minęło 4 lata od śmierci mojego taty. W natłoku naszych zadań i obowiązków udało nam się znaleźć czas, żeby pojechać na cmentarz i przejść się jeszcze na spacer po parku. Dzięki temu, że odwiedzamy dziadka na cmentarzu,to często bywamy w parku. Dzieciaki czują się tu jak u siebie ☺️
W tym roku w okresów przedświątecznym stanęły w parku ozdoby świecące. Tematyczne, związane z parkiem, dodają uroku parkowi i cieszą oko. Po świętach nie ma już wielkich tłumów, więc spokojnie mogliśmy obejrzeć wszystko i skorzystać z ruszających się atrakcji. Już kilka razy odwiedzaliśmy rozświetlone Zatonie,ale są każdym razem wywołuje zachwyt. Każdemu podoba się coś innego. Chłopcy uwielbiają zakręcone filiżanki, z zachwytem liczą świecące wiewiórki i chętnie grają w kwieciste kółko i krzyżyk. I pomyśleć, że kiedyś rosły tam knieje i nikt na pałac nie zwracał uwagi. Dobrze, że zmiany idą na lepsze ☺️
Po długich dniach deszczu, zapisanego po brzegi kalendarza, wybraliśmy się do lasu!
Było zbieranie skarbów na naturalne stroiki, fotografowanie kamieni, zachwyt nad wydrążonymi tunelami korników. Szczepan uznał, że korniki, to prawdziwi artyści.
Potem zabawa na placu zabaw, pierwsza w tym roku, więc chłopcy wpadli z zabawkami do piaskownicy i bawili się przednio.
Minął styczeń, zaraz skończy się nawet luty, choć w tym roku ma aż 29 dni. Ale zanim koniec lutego, po drodze mieliśmy jeszcze 6 stycznia, Święto Objawienia Pańskiego, był Lubuski Orszak Trzech Króli, Dzień Babci i Dziadka, urodziny dziadka Zbyszka, Bartka, Madzi i nawet Grzesia,a to wszystko BEZ CUKRU!
Tak, wyrzuciliśmy z domu cukier, no może nie całkiem z domu, bo zostawiliśmy go dla gości, ale nasze dzieciaki nie jedzą cukru i my także.
Wydawało się nam, że będzie to niezwykle trudne,ale okazało się, że dało się to ogarnąć bez wielkiego bólu i szału.
Powodów było co najmniej kilka. Już wiele wcześniej rozmyślaliśmy z Łukaszem, że z tym wszędobylskim cukrem coś trzeba zrobić, ale pomimo rozmów i planów dalej dawaliśmy dzieciom słodkie płatki, słodkie kakao, dżemy i słodkości na deser. Później trochę oprzytomnieliśmy, słodkie płatki były tylko dwa razy w tygodniu, słodkości tylko w niedzielę i od czasu do czasu słodkie kakao.
Rozpoczęcie przez Jasia terapii logopedycznej pod koniec roku jeszcze bardziej nas nastawiło na drogę bez cukru. Bardzo szeroka diagnoza neurologopedy uwrażliwiła nas na pobudzone zachowanie Jasia. Skierowano nas do ppp i do laryngologa, żeby sprawdzić jego rozwój i kanały oddechowe. Badania w poradni psychologiczno- pedagogicznej wykazały,że Jasiek może mieć problemy ze słuchem sensorycznym. Zrobiliśmy test metodą Tomatisa i badanie wykazało głęboki niedosłuch. Badania słuchu zwykłego nie wykazały żadnych uszkodzeń ucha i problemów ze słuchem, dlatego zdecydowaliśmy się na terapię słuchu sensorycznego. Ma to pomóc w rozwoju mowy i nieco wyciszyć Janka.
Pani od terapii sensorycznej bardzo mocno podkreślała, że ograniczenie cukru wpłynie jeszcze efektywnej na efekty terapii, dlatego był to ognik zapalny, żeby coś z tym cukrem zrobić.
Nie tylko dla dzieci nastąpiła zmiana, bo my również weszliśmy w to po całości. Po pierwsze, żeby nie było tak, że to tylko dzieci mają ograniczenia,a po drugie dlatego, że na całego wzięliśmy się także za dietę ketogeniczną. Unikamy nadmiaru węglowodanów i karmimy się przede wszystkim tłuszczem i białkiem. Łukasz już wcześniej trochę próbował, teraz weszliśmy w to oboje. Efekty już widać i to cieszy. Dzieci czasami jedzą podobnie jak my, ale jedzą też białą mąkę. Nie wszystkie potrawy i bułeczki keto im smakują.
Najbardziej cieszą się z deserów. Z małą ilością erytrytolu i gorzkiej czekolady można stworzyć przepyszne dobroci, które mają słodki posmak i są o wiele zdrowsze niż zwykłe ciasta czy łakocie.
Do urodzin Jasia trzymamy się mocno w ryzach, na urodziny będzie normalny tort, a później ewentualnie domowe ciasto u babci czy na przyjęciu czyimś urodzinowym.
Mamy świadomość, że cukier jest wszędzie i nie każdy musi mieć takie podejście jak my, dlatego bardzo mocno ograniczyliśmy cukier w domu. Wyrzuciliśmy słodkości i słodkie płatki, zamieniliśmy produkty z dużą ilością cukru na takie, które mają go mniej. Już dawno temu nasze dzieci jadły tylko jogurt naturalny z miksowanymi owocami, teraz doszedł do tego także ketchup bez cukru i orzechy na przekąski zamiast prażynek, paluszków i krakersów.
Mamy pomysł, żeby dzieciaki uczulać, że mogą wybierać coś innego niż cukier prosty, kiedy będą u kogoś w gościach, będziemy przygotowywać desery i ciasta, żeby miały wybór, a jakie będą tego efekty, zobaczymy.
Muszę jeszcze dodać, że mieliśmy nadzieję zobaczyć różnicę w zachowaniu po odstawieniu cukru przez nasze dzieciaki, ale niestety muszę przyznać, że takiej różnicy nie widzę. Przekonuję siebie tym, że to kwestia temperamentu, i naszego i ich. Coraz częściej też dochodzi do mnie to, że poród przez cięcie cesarskie poniekąd „zabiera dzieciom” odpowiedni start, poprzez brak skurczów jeszcze w macicy, brak docisku przy porodzie, brak kontaktu z bakteriami od matki, przez naszą nieświadomość brak kangurowania o inne sprawy których jeszcze nie odkryłam.
Tak czy inaczej zmiana odżywania na pewno będzie na plus jeśli chodzi o zdrowie całej naszej rodziny, a braki w docisku nadrabiamy przytulaniem, zabawami w naleśnika i już niebawem kołdrami obciążeniowymi, które są w trakcie produkcji 😁
Ostanie dni Adwentu minęły niezwykłe szybko. Było ubieranie choinki, ogarnianie świątecznych wypieków, przygotowanie zaplanowanych potraw, pakowanie walizki, toreb i pokrowców na ubrania. W tym roku całe święta byliśmy poza domem, więc było inaczej niż do tej pory ☺️
Niewiele z tego czasu zdjęć,bo nie ma kiedy trzymać telefonu w rękach,ale wspomnień całe mnóstwo. Wspólna modlitwa przed kolacją, z babciami, dziadkiem, moim bratem i jego rodziną. No o nasza banda. Dzielenie się opłatkiem, gwarne,radosne i pełne wzruszeń. Przepyszna kolacja, stół zastawiony po brzegi, apetyt dzieci na rybę, chlebek i pierożki.
Każdy miał okazję rozpocząć swoją ulubioną kolędę, przyszedł czas rozpakowania prezentów. Dużo, dużo radości, trochę zaskoczenia i mnóstwo uśmiechu.
Kolejne dni świąteczne spędziliśmy między domami dziadków, spotkania w szerszym gronie, dalsza rodzina, sąsiedzi. Czas uciekł szybko, ale przyjemnie.
Sylwester w tym roku w domu, spędziliśmy go z babcią Ewą. Miało być nas więcej, ale czas chorobowy wykruszył szeregi. Dzieci poszły wcześnie spać, nie chciały grać długo w planszówki i czekać na fajerwerki. My pograliśmy w Rummikub i Catan, pojedliśmy dobroci, obejrzeliśmy fajerwerki z naszego punktu widokowego i po godzinie pierwszej poszliśmy spać. W Nowy Rok musieliśmy być na chodzie,bo przecież dzieciaki nie pośpią długo!
Adwent to taki czas, że pierwszego grudnia wydaje mi się, że jeszcze mnóstwo czasu do świąt, a za chwilę okazuje się,że już nie tylko kilka dni i będą święta!
I właśnie teraz tak mam. Niedawno był pierwszy grudnia, rekolekcje,a już na tylko 6 dni i będziemy zasiadać do wspólnej Wigilii.
Przez kolejne dni adwentu doczepialiśmy karteczki do naszego kalendarza, wykonywaliśmy zadania adwentowe, w wieńcu adwentowym płoną już trzy świece, a w domu czuć już przedświąteczne poruszenie.
Rozchodził się już po domu pierwszy, ale nie ostatni zapach świątecznych pierniczków, na sznurku wiszą kartki świąteczne, gotowe by je wsadzić do kopert i posłać do bliskich, świętowaliśmy imieniny Świętego Mikołaja i naszej Łucji, dotarliśmy do kościoła całą rodziną na roraty, zwiedziliśmy park w Zatoniu, w tym roku pięknie oświetlony ozdobami. Odwiedziliśmy babcię Ewę, przygotowaliśmy dla niej bezowe róże z okazji urodzin, mamy już nawet w kantorku choinkę, którą w tym roku załatwiła nam babcia.
Szopka w tym roku inna niż w latach poprzednich, stoi już na lodówce i czeka, aż postawimy ja pod ubraną choinką.
W tym roku nie zbieramy dobrych uczynków do pudełka, ale intuicja dziecięca jest piękna. Jasiek zapragnął wziąć jedną gwiazdkę z imieniem dziecka, gdy byliśmy na Mszy w Kościele babć i w tym roku przygotowaliśmy paczkę dla sześcioletniej dziewczynki. Co piękne, po rozmowie chłopcy ze swoich oszczędności oddali tyle ile chcieli, żeby dołożyć się do tego prezentu. Szczepan oddał wszystkie swoje pieniążki! Postanowiliśmy z Łukaszem, że oddamy im podwójnie, żeby wiedzieli,że dobro wraca.
Przed nami jeszcze sześć dni. Będziemy jeszcze piec pierniczki i je ozdabiać, czeka na nas choinka, żeby ją pięknie ustroić, no i przygotowanie potraw, które w tym roku zabieramy na Wigilię do babci Broni. Będzie się działo!
Pan Bóg tak wszystko poukładał, że w pierwszy weekend grudnia miałam okazję być na rekolekcjach dla kobiet. Weekend dla kobiet w Niepokalanowie, z warsztatami o uczuciach.
To był dla mnie naprawdę dobry czas. Moc modlitwy, kobiecego towarzystwa, ogrom wiedzy i niezła dawka humoru. Byłam wzruszona, bardzo radosna i pełna energii.
Natalia, prowadząca warsztaty, pełna ciepła i radości kobieta, w sposób bardzo przystępny opowiadała nam o swoich doświadczeniach i przy okazji pokazywała jaką moc mają emocje. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie przedstawienie uczuć Maryji i Jezusa w Piśmie Świętym. To niesamowite jakie to proste wyrażać swoje emocje i korzystać z nich!
Niektóre treści były dla mnie uporządkowaniem tej wiedzy, którą już mam dzięki psychoterapii. Notatek zapisałam kilka stron i każde zdanie było dla mnie niezwykle wartościowe.
Bardzo dobry czas spędziłam także poza warsztatami, osobista modlitwa w kaplicy, wspólne nabożeństwa i Msze, dodały ciszy i spokoju.
W wolnym czasie mogłam spędzić trochę czasu na rozmowach z nowo poznanymi osobami. Posłuchać historii, poopowiadać swoje. Podzielić się doświadczeniami i zaczerpnąć z opowieści innych.
Sam Niepokalanów urzekł mnie swoim urokiem. Kaplica Wiecznej adoracji, z przepiękną monstrancja, kaplica św. Maksymiliana, z zapachem modlitwy, muzeum, księgarnia, stołówka se smacznym jedzeniem i zima. Miejsce urocze i z niesamowitym klimatem.
Do domu wróciłam rozpromieniona, nastawiona na działanie i gotowa słuchać swoich emocji.
Moja radość z nadchodzącej zimy jest jeszcze większa, jak mam świadomość, że w razie potrzeby mogę wyprać te wszystkie mokre, brudne i ubłocone ubrania bez strachu kiedy to wyschnie, bo! razem z Łukaszem doczekaliśmy się suszarki bębnowej.
Po kilku (zdecydowanie za długich) latach rozmyślań, zastanawiania się, obmyślania strategii gdzie by ją wcisnąć…
Wcześniej mieliśmy na uwadze mało miejsca w łazience i brak możliwości przebudowania kuchni. Później myśleliśmy o pokoju na górze, ale tam zawsze stało łóżeczko dziecięce. W końcu pozbyliśmy się łóżeczka, zaczęliśmy intensywnie szukać suszarki w takich rozmiarach, żeby móc ją przenieść na schodach i w końcu jest!
Chociaż muszę przyznać, że czytanie ze szczegółami opisów produktu, komentarzy niezadowolonych klientów, zajęły bardzo dużo czasu. Po tych doświadczeniach wiemy, że rozmiary opisane na stronie internetowej sklepu mogą być wymiarami bez opakowania, albo bez wystających elementów typu pokrętło czy drzwi od bębna.
I chociaż w naszym przypadku nie było to zwykłe „idź do sklepu i kup”, to udało się i od kilku dni nasze pranie suszy nasz nowy sprzęt. ☺️