O przyjęciu urodzinowym rozmawialiśmy już od początku roku, bo to pierwsza impreza w naszym domu. Miała być duża, z pompą, na 24 osoby. A skończyło się na skromnym przyjęciu. Najpierw wykruszyła się ekipa z Międzyrzecza, z powodu zepsutego auta i choroby, dołączyła do nich ciocia Monika, która pojechała rodzić do Łodzi Kajetana (który urodził się 15 marca). I na dodatek dzień przed imprezą Łucja dostała wysypki i wszystkie małe dzieci nie mogły przyjechać na imprezę. Podejrzewaliśmy ospę, lekarka zdiagnozowała rumień.
Na Mszy świętej byłam z chłopcami, spotkaliśmy też chrzestną Asię (z którą mam nadzieję spotkać się w najbliższym czasie). Było kameralnie, wszyscy siedzieliśmy na krzesłach, więc łóżko było rozłożone i gotowe na przyjmowanie odpoczywających gości.
Jasiek z prezentów zadowolony, z przyjęcia także. I chociaż goście się wykruszyli, a dzień, po ciężkiej nocy, zaczął się sfermentowanym rosołem,to impreza się udała i miło spędziliśmy czas ☺️